W poniedziałek byliśmy w Świdnicy, w Błędnych Skałach, skąd udaliśmy się na farmę ptactwa, gdzie umożliwiono nam karmienie strusia emu, lepienie naczyń z gliny, zjedzenie prawdziwego, wiejskiego chleba i sfinalizowanie naszej wycieczki przy ognisku i pieczeniu kiełbasek.

Ostatniego dnia, we wtorek, spotkaliśmy się w szkole, by podsumować pobyt Niemców w formie ewaluacji. W trakcie zajęć plastycznych stworzyliśmy kilka niepowtarzalnych plakatów, które odzwierciedlały uczucia i emocje programu, okazało się, iż prawie wszystko przypadło do gustu naszym gościom. Byliśmy mile zaskoczeni tak dużą ilością pozytywnych opinii.

W środę, o 7.15 rano, Niemcy wyjechali. Po łzawych pożegnaniach niechętnie udaliśmy się na lekcje, wracając do szkolnej rutyny. Z niecierpliwością wyczekujemy drugiej części wymiany. Przyjaźnie, które udało nam się stworzyć w ciągu tych kilku dni, mają szanse przetrwać dzięki poczcie elektronicznej, która właśnie teraz stała się dla nas ważną drogą komunikacji.
W czwartek, 16 października, mieliśmy zajęcia sportowe w szkole. Każdy mógł wybrać coś dla siebie wg uznania: siatkówkę, koszykówkę, fitness albo tenisa stołowego. Po dwóch godzinach ćwiczeń dano nam chwilę na złapanie oddechu, zjedzenie przekąsek w szkolnym bufecie. Około południa czekał na nas przewodnik, z którym mieliśmy pójść na rynek. Przekazał on w przystępny sposób najważniejsze informacje na temat naszego rodzinnego miasta. Większość partnerów polsko-niemieckich została tego wieczoru w domu. Po intensywnym dniu musieliśmy wypocząć, by nabrać sił na całodniową wycieczkę na Śnieżkę.

Ponad 12 godzin trwała wycieczka w Karkonosze, która odbyła się 17 października, w piątek. Pogoda dopisywała, słońce świeciło na błękitnym niebie, odbijając swe promienie od śniegu, a z głębi gór powiał zimny wiatr. Wędrowaliśmy kilka godzin i mimo ogromnego zmęczenia, jakie dopadło nas po zdobyciu Śnieżki, odwiedziliśmy jeszcze świątynię "Wang" w Karpaczu, po czym wróciliśmy do domu. Nikt nigdy wcześniej nie był tak zmęczony. Zjadłszy ciepły posiłek, zasnęliśmy głębokim, zasłużonym snem.

W ciągu weekendu każdy z Polaków zadbał, by jego partner nie nudził się i miał co wspominać po przyjeździe do domu. I tak wg. preferencji naszych kolegów, część czasu spędziliśmy na zakupach, w klubach tanecznych, a niektórzy nawet wybrali się do teatru czy opery.
Dnia 14 października 2003 r. około godziny 16.30 przed budynek LO nr 7 we Wrocławiu przyjechał autokar z naszymi gośćmi. Dojechali bez żadnych przeszkód i nie czekali zbyt długo na przejściu granicznym. Jeszcze tego samego dnia, tuż po tym, jak nasi partnerzy rozpakowali się i wypoczęli chwileczkę, udaliśmy się do rynku, gdzie większość Niemców wymieniła euro na złotówki. Polscy uczestnicy postanowili, iż miłym akcentem na koniec pierwszego dnia będzie zjedzenie lodów. Kilkanaście minut później byliśmy w Galerii Dominikańskiej, w Caffe Italia.

David, Niemiec włoskiego pochodzenia, próbował swych sił w posługiwaniu się językiem polskim; starał się wręczyć kelnerce napiwek... Niestety nie udało mu się to. Mimo wszystko kelnerka doceniła starania chłopca i odwdzięczyła się przyjaznym uśmiechem.

W ciągu kilu kolejnych dni bywaliśmy w szkole, pokazując kolegom system nauczania i warunki, jakie panują w polskiej szkole ponadgimnazjalnej. Wymieniliśmy poglądy, opinie; dowiedzieliśmy się dużo od siebie nawzajem. Nasi partnerzy uświadomili nam, iż w ich szkole nie ma dzwonków. Początek i koniec lekcji wyznacza nauczyciel. Czy takie rozwiązanie działałoby w polskich realiach? Należałoby to sprawdzić...